Wojciech Cejrowski w swoim "Dzienniku pokładowym" (www.cejrowski.com) zamieścił rozważania na temat jesieni.

Ci, którzy chwalą jesień, że ona "złota" lub "piękna" chwalą w gruncie rzeczy resztki lata, które się jeszcze bronią. Jesień to szara farba kryjąca położona na pięknym fresku lata - tam, gdzie jeszcze wystaje letni fresk, bucha piękno i prześwituje złoto, a tam, gdzie warstwa farby gruba, widać już tylko jesienne mgły i chłód.
Dlatego staram się zapobiegać jesieni w miarę ludzkich możliwości. Utrudniam jej robotę, podkradam narzędzia. Na przykład wycinam w obejściu wszystko, za co jesień mogłaby się wziąć - zostają tylko rośliny iglaste. W efekcie nawet zimą jest tu zielono. Tylko kwiatów brak i słońca brak, i woda na jeziorze sztywnieje od mrozu, aż w końcu zamarza i przestaje się różnić od lądu - zasypana śniegiem wygląda jak ciąg dalszy trawnika. A kiedy lód zrobi się odpowiednio gruby, ludzie skracają sobie drogę do kościoła i na jeziorze pojawia się szlak wyjeżdżony przez samochody, rowery i motorki.
Czy ktoś się kiedyś utopił?
Raz, dawno temu, pod koniec wojny ruskie wojsko było na tyle głupie, by tą wyjeżdżoną drogą pchnąć dwie ciężarówki. Sanie, furmanka, samochód osobowy - tyle lód wytrzymuje, ale wojskowa ciężarówka to już grzech pychy. No i zapadli się całym tym swoim transportem, a potem jeszcze przez wiele lat ludzie mówili, że z tego powodu w naszym jeziorze są wyjątkowo dorodne węgorze.
Owszem, były dorodne - łapaliśmy okazy grubości męskiego ramienia i przynosiliśmy ich całe wijące się wiadra. Dziś widuję węgorze sporadycznie. Grubość maksymalna na trzy palce. I kolor jakiś taki szary, a nasze były grube, rude, a ich mięso zwięzłe i czerwone jak wołowina, a może jak Armia Czerwona.
***
Zapobieganie jesieni - skasować liściaste, zostawić iglaste. Niestety z wycinaniem własnych drzew w Polsce jest kłopot - władza ich tu nie sadziła, władza nie dołożyła się do sadzonek, nawozów, sekatora, ani do oprysków na liszaj, władza dodatkowo obciążyła mnie podatkiem VAT, kiedy kupowałem te wszystkie rzeczy i dbałem o moje drzewa, czyli zasadniczo władza przeszkadzała i utrudniała w uprawie drzew oraz karała mandatami VAT za podejmowane przeze mnie działania, ale teraz ta władza zabrania mi wycinać moje własne drzewa i grozi karami po kilka tysięcy złotych za każde wycięte drzewko.
To po co sadziłem? Po cóż dbałem, skoro teraz nie mogę mieć pożytku z drewna? To tak, jakby ktoś mi zabronił rwać porzeczek z mojego krzaka, lub wyciągać marchewek w moim warzywniaku. Drzewo jest tak samo uprawą, jak marchew i powinno należeć do mnie, skoro z mojej ziemi wyrosło podlewane moim potem. Władzę, która zabrania wycinania prywatnych drzew trzeba obalić, jak zepsuty pień!
Więcej: http://cejrowski.com/dziennik/index.php?id=56220438&subpage=0&show_all